100 dni Wdzięczności
100x Wdzięczność
100 dni wdzięczności na misjach.
#zastrzykdobra
#zastrzykwdzięczności
#odważsię
#misje
„Wdzięczność otwiera pełnię życia. Sprawia, że to co mamy – wystarcza.
Zmienia opór w akceptację, konfuzję w klarowność.
Może zmienić posiłek w ucztę,
mieszkanie w dom, obcego w przyjaciela.
Wdzięczność nadaje sens przeszłości, przynosi pokój dzisiaj i tworzy wizję jutra.”
Metody Beattie
Dzień 1 – dobrze, że jesteś, Świecie.
Dziękuję za to, że jest świat, że ja jestem
I że Wy jesteście.
Mimo wszelkiego cierpienia, Mizery i trudności – jest to piękny, solidarny świat.
Dzień 2 – Kawa.
Dziwię się sama, że od niej nie zaczęłam!
Kawa, napój bogów :)
Dla mnie to chwila wytchnienia, kilka minut tylko dla siebie, taka mini-sjesta, w samotności.
Czasami z refleksjami, motywacjami, inspiracjami, pomysłami, a czasami chwila ciszy i spokojnego oddechu.
A tak często z innymi! Ileż było tych wspólnych chwil „przy kawie!”
Nauki, planowania, wymyślania, poszukiwania, pocieszania, poznawania,
rozmów niezapomnianych…
Mam wrażenie, że wszystko się dzieje przy kawie!!
Jak dobrze, że jest … kawa i … „kawa” J
Dzień 3 – morze czerwone.
Cały dzień za mną dziś chodzą słowa bp Rysia, jakieś wypowiedziane kilka lat temu chyba, ale tak mocno dziś do mnie wróciły.
„Na czym polega cud przejścia przez Morze Czerwone? Nie na tym, że się woda rozstąpiła. Nic dziwnego, Pan Bóg może zrobić wszystko, chce to rozdziela wodę. To nie jest cud. (…)
Wiecie na czym polegał cud? Że Żydzi przeszli przez to morze.
Cud się dzieje zawsze w człowieku.
Że odważyli się wejść w środek tego morza. Poszlibyście???
A jak się wrócą fale, to co?
A może to tylko tak tu, od brzegu się rozchodzi, a tam dalej głębiej i co?
Cud polega na zaufaniu (…)
Był jeden człowiek (…), który wszedł do morza i szedł i szedł i szedł… i jak mu woda sięgała już po szyję to zaczęła się rozstępować, ale nie od razu, dopiero, gdy woda sięgała już samej szyi…
to jest to zaufanie do Boga. Wchodzisz w coś, zaraz utoniesz, 4 kroki dalej – tam już jest głębia.
Tam się woda rozstąpi…”
Dziękuję dziś za te dni w życiu, gdy musiałam się odważyć – na krok „w nieznane”.
I za te dni, gdy woda sięgała już do szyi
i wydawało się, że już koniec, tonę.
Tak dobrze było je przeżyć.
I zobaczyć, że nie utonęłam, jestem.
I zobaczyć,
On też tam wtedy był.
Dzień 4 – strach.
Oglądaliśmy kiedyś z moim tatą wspólnie jakiś straszny film.
On mnie trochę obserwował i po jakimś czasie zapytał po co ja to oglądam, skoro się boję.
„Ty się chyba lubisz bać”- celnie zaobserwował.
Wydaje się, że bardzo lubię – bo boję się praktycznie wszystkiego, ale za to idę w to
w ciemno, zupełnie nie zważając na okoliczności.
I film oglądałam do samego końca.
Jak dobrze, że się można czasem bać – bo nam się przypomina, że nie jesteśmy wszechmogący, ale za to, jeśli idziemy dalej, POMIMO…
to możemy odkryć, że jesteśmy mocarzami!
[Pająk z Bunkeya. Wciąż czekam na spotkanie z tarantulą, chociaż się mega boję! :)]
Dzień 5 – łapki.
Jak dobrze, że oni są, nasi czworonożni Przyjaciele (choć była też i trój łapka Hera!).
Jak dobrze, że się pałętają pod nogami, skaczą i z radości rozbijają doniczki z kwiatami, wymachują ogonem na nasz widok, ślinią podłogę i nasze czyste ubrania, szczekają jak dzikie, albo całą noc krzyczą (miauczą) przypominając o swojej miłości!
Najwspanialsze! …
Które kochają niezawodnie
(w przeciwieństwie do nas, ludzi).
Kompani naszych przygód, towarzysze w samotności,
Wylizujące łzy z twarzy i rozbawiające do łez!
A tu na misjach także obrońcy domu, terenu i nas!
Zwierzaki – ochroniarze. :)
Dzień 6 - Matka Ziemia.
Dziś Światowy Dzień Ziemi.
Dzień, jak dzień, a jednak Ona to nasz pierwszy, pierwotny, wspólny Dom.
Na niej się rodzimy, ona nas karmi.
Daje życie, a czasami zabiera.
Ma wielką moc.
Jestem dziś wdzięczna za te dary, które od niej otrzymujemy za darmo, choć jednak nie po równo.
Ziarna, plony, złoto.
Głód lub sytość.
To, czego nie widzimy, wydaje nam się, że jest zawsze i nieskończona - woda.
W Afryce jej nie ma. Życie toczy się rytmem zależnym od wody.
Nad ranem obserwuję małe dzieciaczki z wiadrami na głowach, które udają się po nią do studni.
Wracają z jednym, dwoma bidonami. Czasami muszą taką trasę przejść kilka razy w ciągu dnia.
Wystarczy, żeby się napić, opłukać w misce, zagotować na ogniu, zrobić pranie.
Sama doświadczyłam kilka razy chwil, kiedy się "skończyła".
Czekamy na deszcz.
Susza oznacza głód. Oznacza dzieci jedzące jeden posiłek w ciągu dnia - liście manioku albo arachidy. Najczęściej wtedy jedzą opiero wieczorem. Dzień w szkole lub w polu przetrwają, a głodne nie zasną.
Siła ziemi.
Dobrze docenić jej dary, te najprostsze, a jednak.. od których zależy nasze życie.
Dzień 7 – kaplica
Dziękuję dziś za te miejsca, gdzie możemy
być sam na sam, ja i On.
Gdzie mogę się „schować” na chwilę przed
całym światem i wiedzieć, że On tam na
mnie czeka.
Nie muszę Go już widzieć, ani czuć
wystarczy zamknąć oczy.
Wiem, że jest.
Jak dobrze to wiedzieć..
Dzień 8 – Cisza.
Dziękuję za ciszę.
Za to, że można przez chwilę wyrwać się
z biegu i hałasu
i tysiąca ważnych spraw.
By usłyszeć głos, który jest w nas.
Dzień 9- przebaczenie.
Dziękuję za to, że mamy zdolność do przebaczania. że potrafimy przebaczać innym i może co najbardziej potrzebne - samemu sobie.
Zostawiać za sobą, zamykać rozdział, iść dalej.
Jeszcze bardziej dziękuję za to, że można nam przebaczyć, że otrzymujemy kolejne szanse, że jest nam zapomniany brak miłości.
I najbardziej... że On nam przebacza...
nawet wtedy gdy my sami nie potrafimy, gdy inni nie potrafią i nie mają do nas sił.
Jest zawsze dla nas Nadzieja przebaczenia.
Dzień 10 - muzyka.
Ktoś kiedyś powiedział, że jak Ci już nie zostanie nic, to zawsze będzie muzyka, na ten los, na to życie.
Nie wiem czy też macie czasem takie wrażenie, jakby w tle Waszego życia leciała melodia.
Tak jak muzyka na filmie dodającą jeszcze więcej emocji, uroku, magii, nostalgii, radości danej scenie. Ja tak czasem mam.
Muzyka mnie wzrusza, jest osobną historią, opowieścią, światem.
Wyraża wielokrotnie więcej niż słowa.
Nie wspominając o tym, że przede wszystkim może być geniuszem, arcydziełem, wybrzmieniem największych ludzkich talentów, które tak kocham obserwować.
Jest pięknem.
Jak dobrze, że zostaliśmy nią obdarowani.
Dzień 11- walka.
"Statystyki otwierają czasem oczy: jeszcze dziś z tego świata zniknie prawie 200 tys. ludzi... Niektórzy - bo nie da się zatrzymać starości, inni - bo tak urządziliśmy ten świat, że dla nich nie wystarczyło (jedzenia, pieniędzy, lekarzy). Nic więcej nie możemy zrobić, niż walczyć CODZIENNIE o jeszcze jednego człowieka, i jeszcze jednego, i jeszcze jednego..."
Dziękuję za to, że walczymy.
Dziękuję za wszystkich tych, którzy walczą, o jeszcze jednego..
Dzień 12 - prostota.
Jakiś czas temu, jeszcze w Kamerunie, byłam na 3dniowych rekolekcjach w milczeniu.
Byłyśmy same w całym ośrodku rekolekcyjnym, była tylko jedna Pani, osoba konsekrowana, która się nami opiekowała.
Każda z nas mogła mieć indywidualne miejsce do modlitwy, ja siadywałam na schodach w małym kościółku.
Jednego dnia nie byłam sama. Na schodku przysiadła też nasza Pani. Rozłożyła chustę na podłodze, wyciągnęła Pismo Św. Robila bardzo dużo notatek, zamykała oczy, a potem notowa.
Ujęła mnie bardzo swoją świeżością wiary, pasją, która z niej aż promieniowa.
Dziękuję dzis za tych wszystkich ludzi, którzy są świadectwem, że można tak żyć, że można się nie zgubić (lub zgubić i odnaleźć!), że można trwać i pozostać młodym w głowie, sercu, sumieniu.
Dzień 13 - Przyjaciele.
Dziękuję z całego swojego serca dziś za tych, którzy pamiętają. Którzy dotrzymują słowa. Za tych, na których możesz liczyć nie tylko w sukcesie, ale gdy jesteś w ciemności. Za tych, z którymi nie rozmawiamy miesiącami i nagle przychodzi "ten czas"- dla nas. I za tych, co są "po trochu", ale codziennie.
Za tych, którzy słuchają i chcą usłyszeć.
Za tych, którzy nie boją się usłyszeć.
Za tych, którzy nigdy ze mnie nie zrezygnowali, nie machnęli ręką.
Co niesamowite - jest Was tak wielu...
DZIĘKUJĘ, że jesteście.
P.S. nie da się wrzucić zdjęć z wszystkimi, więc wrzucam z największymi brzydalami, bo to oni nigdy przenigdy przenigdy przenigdy mnie nie zostawili.
Dzień 14 - Być w ruchu.
Ktoś powiedział o tym zdjęciu - cała Aga.
Ciągle w ruchu i z kawą w ręku
Jestem super wdzięczna za możliwość poznawania świata. Od naszej pięknej Polski, Afrykę i Azję, gdzie są porozkładane kawałki mojego serca.
Ubogacać się drugim człowiekiem, jego językiem, kulturą, sztuką, bogactwem zwyczajów.
Odkrywać zupełnie nieznane.
Nie stać w miejscu, ale być w ciągłym zdumieniu i ciekawości świata, czytać ludzkie historie jak książki, napełniać się ich emocjami, czerpać z ich doświadczeń i dzielić się swoimi.
Tak niewiele potrzeba... spojrzeć w niebo i zachwycić się, jak piekny jest świat.
A nade mną to samo niebo, co nad Wami.
Dzień 15 - Spojrzenia.
Dziękuję za Jego spojrzenie.
Z miłością, wyrozumiałością, wybaczeniem.
Spojrzenie, które nie kalkuluje, nie ocenia, lecz obejmuje całą naszą historię.
Dziękuję też za nasze ludzkie spojrzenia.
Gdy zatrzymujemy się, by naprawdę
☆się spotkać☆.
Gdy słuchamy, obserwujemy, myślimy o kimś.
Za tą troskę, która w nich jest.
Czasami oczy wyrażają więcej niż słowa.
Dzień 16- szaleństwa podróżnika
Dziękuję za te wszystkie moje szalone podróże, jeżdżenie jeepem „na pace”, schowana w bagażniku, załadowana w 30 osób w przyczepce, w środku nocy i w środku kameruńskiej dżungli, albo zawieszona na drzwiach i wystająca z indyjskiego pociągu.
Super było przeżyć te przygody, jeszcze w jakim towarzystwie!
Dzień 17- miasto.
Powiem Wam szczerze, że dzisiejsza wdzięczność jest bardzo przyziemna, ale praktyczna!
Udało mi się wyrwać z naszej wioski do miasta Lubumbashi (4h wspaniałej afrykańskiej drogi, ale ostatecznie nawet pojawił się asfalt!).
Jeździmy do miasta raz na miesiąc lub dwa, na większe zakupy (apteki, jedzenie, części wymienne do sprzętu i samochodu).
Ja szukałam adidasów, bo tonę w błotnistym morzu, gdy chcę się dostać z oddziału pediatrii na internę. Więc w ogóle wspaniale, że istnieją zamknięte buty.
Ale do sedna♡♡♡ udało mi się w ciągu dwóch dni (włącznie z wspomnianymi zakupami) zdać 8 egzaminów z pierwszego semestru moich studiów podyplomowych, ściągnąć połowę materiałów już z drugiego, odpisać na wszelkie ważne, oficjalne i mniej oficjalne maile, poinformować ambasadę, że naprawdę tutaj jestem i na razie będę, odbyć kilka rozmów telefonicznych i mnóstwo konwersacji, zainstalować pełno sterowników do drukarek, upiec ciasto z przepisu z insta ( ), posiedzieć w fotelu z kubkiem kawy w ręku słuchając cudownych dźwięków Kwiatu Jabłoni i poszukać kursów arteterapii, które mi się marzą.
I to wszystko dzięki temu, że... istnieje internet!!
A po drugie, że nie było przerw w dostawie prądu (dzieki temu udało mi się też załapać na gorący prysznic!)
Kochani, podskakuję dziś z radości, że istnieją takie wspaniałe dogodności, że możemy się komunikować, rozmawiać, pisać, przesyłać zdjęcia z końca świata, wrzucać blogi i inne cuda na kiju. Jest to wspaniałe i dobrze z tego korzystajmy!!
Jutro wracam do mojego mniejszego świata, bez prądu, ciepłej wody i internetu, ale za to do mojej misji, która mimo wszystko jest samym sednem mojego życia.
Kocham ją z całego serca, tak jak i kocham miasta za to, że mimo wszystko, trochę łatwiej w nich żyć - przynajmniej w Afryce.
Dzień 18 - CFM
Misjonarze mówią, że wracają co jakiś czas myślami do czasu formacji w CFM, nawet jeśli to było bardzo dawno.
To taki rok, który nigdy już się nie powtórzy, a chwilami się wydaje, jakby był snem, jakby go nigdy nie było.
Taki czas, żeby się przygotować, ale tak naprawdę nacieszyć i nauczyć życia we wspólnocie.
Nie jestem przekonana jak wiele ma to wspólnego z codziennością na misjach, ale wiem, że było przepięknie i warto było przeżyć ten czas, a nasza przyjaźń zostanie już na zawsze.
Dziękuję w sercu za tych wspaniałych ludzi, którzy są już rozrzuceni na całym świecie.
Pamiętam o Was
Zapraszam Was dziś do galerii na moim blogu, tam możecie wczytać się w "zdjęciową historię" naszej wspólnoty w CFM 2020/2021
--> https://zastrzykdobra.pl/galeria/wspomnienia-z-cfm,10
Dzień 19 - kolory.
Dziękuję za kolory.
Za to, że nie jesteśmy czarno- biali, a nasz świat nie jest szary, tylko mieni się wszelkimi najpiękniejszymi, zadziwiającymi barwami.
I za to, że nasze życie i nasze historie są nasycone kolorem, barwą, światłem, kontrastami, cieniami.
Dzięki nim - jesteśmy sobą, każdy z nas.
Są jak kod DNA, niepowtarzalne.
Dzień 20- uśmiech dziecka
Uśmiech dziecka to najszczersza rzecz na świecie. Bo jest wolne i jak nie chce to się nie uśmiecha, proste.
Za to uśmiecha się, bo jest (chwilowo) szczęśliwe, najedzone, utulone, rozbawione, uspokojone i kochane.
Specyfiką mojej pracy na misjach jest to, że pracuję z dziećmi chorymi, które nie są ani szczęśliwe, ani najedzone, utulone, rozbawione czy spokojne.
Przeciwnie, najczęściej cierpią.
Boją się, są głodne, smutne, odczuwają ból, gorączkę, są słabe, zmęczone. Zerkają na mnie ukradkiem, raczej nienawistnie kojarząc medyczny mundurek z bólem, ukłuciami, strzykawkami, opatrunkami i generalnie sprawami zakłócającymi ich i tak już nadszarpnięty spokój.
Trzeba się napracować, żeby zobaczyć uśmiech.
A jak się trzeba dopiero napracować jak nie mówisz w ich języku!
Śpiewać piosenki, tańczyć, udawać słonia, zachwycać się dziurami w brzuchu i policzkach, głaskać, tulić (nie tylko dziecko, ale i bandaż, opatrunki, wiaderko i wszystko w ogóle), płakać razem z nimi i czuć z nimi ból, zamykać oczy kiedy one je zamykają, chwytać za łapki, gdy już nie mogą i próbują Cie zatrzymać, czołgać się z nimi po brudnej ziemi,
ale WARTO, bo przychodzi taki moment, w którym pojawia się TEN uśmiech na tej zmęczonej życiem buzince.
I wtedy wiem po co jestem na tym świecie.
Dla tych uśmiechów warto żyć.
Dzień 21 - Niedziela.
Za to, że istnieją niedziele.
Czyli takie dni, gdy "można", a niekoniecznie zawsze "trzeba".
Za to, że można spać pół godziny dłużej, pić kawę bez pośpiechu, posiedzieć w ogrodzie z laptopem i dobrą lekturą, poobserwować psa delektulującego się rozgrzaną porannym słońcem trawą i samemu też położyć stopy na tej trawie i ją po prostu "czuć" i czuć sielankę całej tej niedzielnej sytuacji.
Za Eucharystię wplecioną w dzień, z całą jej powagą, spokojem i afrykańską dostojnością.
Za to, że po niej można zjeść obiad już w południe, a później spacerować całe popołudnie,
a wieczorem oglądać kolejne dawki smutnych wiadomości zamartwiając się o ten świat, zajadając się suchymi ciastkami.
I można iść spać wierząc, że jutro jeszcze się obudzisz, bo chciałbyś jeszcze o coś zawalczyć i o siebie.
Po wielu latach pracy w "wolne dni",
gdy dany jest mi dzień taki jak dziś - doceniam podwójnie.
Dobrze, że istnieją niedziele.
Dzień 22 - Powołanie.
"Powołanie jest tam, gdzie kochasz bardziej."
To takie stwierdzenie, które przewraca trochę świat do góry nogami.
Powołanie to nie to w czym czujesz się dobrze, bezpiecznie, profesjonalnie. To nie uczucie spełnienia ani mistrzostwa.
To nawet nie tyle misja, zadanie czy styl życia...
To ten moment, kiedy odkrywasz, że sytuacja w którą jesteś wrzucony sprawia, że KOCHASZ.
Bardzo się zgadzam z tą definicją, szczególnie od czasu, gdy bywam wrzucana w sytuacje, których bym sama pewnie nie wymyślila i nie wybrała, równocześnie widząc jak one mnie - po ludzku - zmieniają i rozwijają.
A więc być może to jest właśnie TO.
Dziękuję więc za to, do czego zostałam dziś powołana..
Dzień 23 - Rozmowa.
Dziękuję za nasze rozmowy.
Te prawdziwe, całodzienne i całonocne.
Te w których rozmawiamy o czymś więcej, gdy rozmawiamy o świecie, o historii, o wojnie, o pokoju, o miłości. O naszym życiu.
Za te rozmowy o uczuciach, emocjach, nadziejach.
Za słuchanie i słyszenie.
Za wzajemny szacunek.
Za nieprzerywanie zdań i za próby rozumienia, nawet gdy nie rozumiemy.
I za czas, nasz cenny czas, który płynie, ale wtedy nie ma znaczenia.
Dziękuję za Was, z którymi możemy naprawdę rozmawiać, nie tylko wymieniać informacje,
ale płynąć.
Kocham te rozmowy, bo możemy poznawać siebie wzajemnie, a być może nawet dzięki nim stać się "ciut" lepszymi ludźmi.
Dzień 24 - pielęgniarstwo
„ Pielęgniarstwo, tak jak poezja, to sfera, w której fakt styka się z przenośnią. Ubytek w sercu to ubytek w sercu; pielęgniarka tkwi pośrodku, pomiędzy chirurgiczną sztuką łatania fizycznego ubytku a lękiem i żalem pacjenta, czyli ubytkiem symbolicznym. Pielęgniarstwo jest – lub powinno być – bezkrytycznym aktem troski, współczucia i empatii. Powinno nam przypominać o naszej zdolności darzenia człowieka uczuciem. Jeśli poziom rozwoju społeczeństwa wyraża się tym, jak traktuje ono swoich najsłabszych obywateli, to sam akt opieki staje się miarą człowieczeństwa.
A jednak jest to najbardziej niedoceniania ze wszystkich profesji. Każdy, kto na ścieżce zawodowej zetknął się z rakiem, pojmuje jednak istotę pielęgniarstwa i je ceni, bo wie być może, że gdy człowiek staje u kresu, to nie remedium, które zresztą często już nie działa, liczy się najbardziej.”
- Christie Watson
Dziękuję dziś szczególnie za to, że jestem pielęgniarką, za to, że odkryłam ten zawód (nie)przypadkiem, że stał się moją pasją, aż ostatecznie przewrócił moje życie do góry nogami.
Zmienił mnie. Otworzył. Uwrażliwił. Wzmocnił.
To najpiękniejsza przygoda jaka mogła mi się przytrafić, dzięki której jestem tym kim jestem i tu gdzie jestem. I ufam, że to nie koniec.
Dodam jeszcze, że dzięki studiom i pracy poznałam wspaniałe osoby, moich Przyjaciół, pielęgniarki, lekarzy i wszystkich członków personelu z którymi dzieliliśmy szpitalne przygody.
Spotkałam wspaniałych ludzi, którzy mnie uczyli zawodu i życia, którzy mnie prowadzili i pokazali właśnie to, co jest sednem.
To, że mogę łatać nie tylko fizyczne ubytki, ale wiele wiele wiele więcej.
I wiecie sami- dzięki temu pracuję dziś na misjach .
Czasami nie da się nawet opisać wdzięczności, gdy sobie uświadomisz jej ogrom.
Dzień 25 - bez presji.
Obserwuję od dłuższego czasu blog #matkojedyna, która pisze w sposób przepiękny i prosty o tym, co ważne.
W tym roku z hasztagiem #bezpresji .
Dawno nie czytałam kogoś tak regularnie, ale tak mnie to #bezpresji ujmuje, że po prostu każdego dnia czekam na nowy wpis [co z moim dostępem do internetu jest wyzwaniem :)
I to jest rzeczywiście bez presji - o tym, że MOŻNA.
Od kiedy jestem na misjach też to powoli odkrywam.
C. mi dała kiedyś takie przyzwolenie, że MOGĘ.
Mogę coś zrobić, albo i nie - i to jest w porządku.
I mogę to zrobić z całego serca i NIEperfekcyjnie i to też jest w porządku.
I mogę być dokładnie taka jaka jestem, agą, z wszelkimi swoimi słabościami i dziwactwami - i to jest w porządku.
I mogę spalić ciasto i biegać, bo to kocham (nawet jak biegam jak żółw) - I super!!
I nie muszę zakładać wenflonów najlepiej na świecie, ani grać na gitarze jak wirtuoz.
I jestem wystarczająca, bo jestem sobą.
Nie wiem, czy przeżyliście kiedyś taki czas #bezpresji, ale ja się tego właśnie uczę.
Jestem za to odkrycie bardzo wdzięczna,
jaka to wolność..
Dzień 26 - dziękuję za dziś.
Są takie dni, gdy nad krzyżem świeci słońce.
Dziś był taki dzień.
Jak każdego dnia robiłam opatrunki.
Odkryłam w szpitalu istnienie chłopaczka z odleżynami, wcześniej się nim nie opiekowałam.
Młody, uziemiony kompletnie w łóżku z niewiadomych dla mnie powodów (wciąż jest mnóstwo rzeczy, których zupełnie nie rozumiem) od dwóch miesięcy, z poważnymi odleżynami.
Myślę sobie - co ja tutaj zrobię... 😬🥴
No ale przecież nie poddam się bez walki. Przeszukałam cały magazyn i znalazłam resztki opatrunków, które kiedyś przyjechały z Hiszpanii. Wspaniałe, idealne na jego rany!
Całkiem ucieszona poszłam do niego i w ostatniejj chwili wymyśliłam jeszcze, że wytrzasnę dla niego krzesło. To nieoczywiste w tutejszym szpitalu, ale musi się dać znaleźć krzesło (koniecznie z oparciem!).
W taki oto sposób wyciągnęłam go z łóżka i siedział na plastikowym krześle jak na tronie przez calutki dzień, nie mogłam go namówić, żeby się na chwilę położył, był tak szczęśliwy.
Wróciłam wieczorem upewnić się, czy wszystko w porządku i ten chłopak, który nie chciał z nikim rozmawiać, odwrócony tyłem do świata, zamknięty i zamyślony- dziś wykrzyknął do mnie z uśmiechem na ustach: ÇA VA! (Dobrze!)
Wiecie co... nie wiem czy bardziej dziękuję za te kilka opatrunków, które wygrzebałam, czy za to niebieskie plastikowe krzesło, które odmieniło życie chłopaka (i naprawdę odmieni, bo dzięki temu będzie zmieniał pozycję ułożeniową), czy za to że Pan Bóg nad tym wszystkim czuwał i mnie wysłał tam, gdzie jeszcze nie pracowałam i jeszcze dał mi wenę, żeby nikogo nie słuchać, tylko robić to co uważam za słuszne, czy po prostu za ten jego uśmiech od ucha do ucha.
Chyba dziękuję za to wszystko.
Dziękuję za DZIŚ,
Za to, że nad czyimś krzyżem zaświeciło słońce.
P.S. opatrunki są bardzo ważne...
Dzień 27 - Dom.
Przechadzając się wśród afrykańskich domków często myślę o komforcie naszego życia.
O naszych domach, w których jest woda, prąd, lodówka, jedzenie, garnki, prysznic, łóżko, pościel, kanapa, biurko...
Choć czasami nie wiem- kto z nas jest bliżej domu...
Bo ostatecznie Dom to ludzie.
Rodzina, przyjaciele,
wszyscy Ci, z którymi dzielisz życie.
Dziękuję więc za to, że przynajmniej część tego świata ma ciepły, bezpieczny dom.
Dziękuję także za to, że ja mam nawet kilka Domów na świecie,
w których ktoś na mnie czeka z otwartymi ramionami i sercem.
Dzień 28 - porażki.
Nie pamiętam kto to powiedział, ale co jakiś czas wraca do mnie takie zdanie, że i Bóg ma czasami noce bezsenne.
Rozmawiałam jakiś czas temu z C. w Kamerunie o tym, czym jest porażka.
Ja zawsze patrzyłam w kontekście negatywnym, wiecie, że coś nam się nie udaje, że to przegrana.
A C. mi powiedziała, że nie, przenigdy NIE,
że czasami porażka jest najlepszą rzeczą, która w tym momencie życia może nam się przytrafić, że to właśnie z porażek uczymy się najwięcej- wcale nie z sukcesów.
Po czasie przynaję jej pełną rację.
Porażki nas ratują, rozwijają i to dzięki nim możemy po prostu "zmądrzeć".
Bardzo dobrze, że nam się nie wszystko w życiu udaje.
Jestem dziś bardzo wdzięczna za swoje porażki, nawet jeśli trochę było przez nie bezsennych nocy- to nic- było warto.
Dzięki nim być może jeszcze kilka dobrych razy zawrócę ze ślepej uliczki..
Dzień 29 - młodzież
Mamy wspaniałą młodzież.
Jak słyszę, że nie - to mi się nóż w kieszeni otwiera.
Młodzi są genialni.
Zaangażowani, pełni energii, pomysłów,
idei ratowania świata, przyjaźni, pasji, wartości.
I to na całym świecie!
Jesteście niezastąpieni!!
Dzień 30 - (nie)normalnie
Zapytałam się kiedyś w Kamerunie jak się tam przekazywało znak pokoju przed pandemią.
Ktoś zaczął mi odpowiadać, że "normalnie to...",
a słynna już z moich opowieści C. przerwała, że nie ma czegoś takiego jak "normalnie"!
Bo co czym jest normalnie w Hiszpanii, Polsce, Grenlandii, Izraelu, Kongo.. jest czym?
Coś co dla mnie jest "normalne" dla kogoś może nie być i odwrotnie i jest to przepiękne, jeśli o tym pamiętamy, odkrywamy i przede wszystkim szanujemy.
Ja jestem bardzo wdzięczna za to, że nie musimy być wszyscy identyczni, że każdy z nas ma coś zupełnie swojego, indywidualnego, pięknego.
P.S. Na zdjęciu całkiem codzienny sposób transportu rzeczy. Ile rower może udźwignąć...?
Dzień 31- pamiątki.
Są takie drobne rzeczy, pamiątki - symboliczne, które nam przypominają o kimś bardzo ważnym.
Ściskamy je czasami w dłoni, przytulamy, wpatrujemy się, tak jakby była ukryta w nich cząstka tej osoby.
Ja się bardzo cieszę zawsze z wszelkich pamiątek, takich właśnie malutkich, które mogę zabrać ze sobą nawet na drugi koniec świata.
Cieszę się ze zdjęć dzięki którym w naszym umyśle otwierają się historie, jak książki.
Uwielbiam te drobne symbole, w których zostaje cząstka naszej duszy, które możemy komuś podarować.
Jestem wdzięczna za wszelkie pamiątki, które mogę wciąż na nowo przeglądać.
Wiem, że jesteście.
Dzień 32- za Was.
Wiecie jaka mnie dziś ogromna wdzięczność „naszła”… ?
i to przy takim niby prymitywnym przeglądaniu fb.
Uświadomiłam sobie ilu ja niesamowitych ludzi spotkałam w swoim życiu i jakie Wy fantastyczne rzeczy robicie!
Z wieloma z Was moje drogi splatały się dobrych kilka lat temu, ale wspomnienia zostają na zawsze!
I wiecie co dziś widzę?
Geniuszy i pasjonatów.
Ktoś piecze wspaniałe torty, inny biega maratony, ktoś się wspina na skałkach, a inny żyje w Japonii. Ktoś pisze mega ważne teksty do jednego z polskich tygodników, inny organizuje sale symulacji medycznej, kolejny zdobywa wszystkie polskie górskie szczyty, ktoś rodzi piąte dziecko, szyje marynarki, buduje dom własnymi rękoma, walczy o chrześcijan prześladowanych, szuka środków na kamizelki ochronne na Ukrainę, przyjmuje pod swój dach 2-4-8 osób, bada bezpłatnie pacjentów po godzinach pracy, szykuje kanapki dla osób w kryzysie bezdomności, naprawia w środku nocy silnik karetki stojącej na dworcu wschodnim, operuje 20h… śpiewa piosenki w języku migowym, tańczy na wózku inwalidzkim, układa najpiękniej płytki w łazienkach lub całkowicie oddaje się swojej rodzinie w domu. Ktoś buduje szpital na granicy a drugi na Madagaskarze, ktoś samemu jedzie do Buczy, żeby być świadkiem…
a ktoś już wcześniej był w Afganistanie i WIE, a ktoś inny za to wie jak to jest zostać i czekać...
ktoś inny robi wybitną biżuterię, fotografię na ślubach albo i suknie ślubne! A inny protezy. Ktoś konsultuje mi nagłe przypadki w Kongo, jest wirtuozem skrzypiec, gitary, szefem budowy, księdzem, siostrą, misjonarzem.
Ktoś jest przy tych, co odchodzą i co pojawiają się na tym świecie, ktoś mieszka w przyczepie campingowej. Mogłabym tak bez końca…
Ktoś słucha, obserwuje, kocha.
To jest świat pasji.
To najpiękniejszy świat jaki mogę sobie wyobrazić i on JEST, Wy go tworzycie.
Dziękuję za to, że mogliśmy się spotkać.
Dzień 33- Indie.
Już 5 lat minęło od mojego doświadczenia misyjnego w Indiach.
Jakby dawno, a w sercu tak blisko.
Wciąż wracam do tamtych chwil.
Moje pierwsze poznawanie świata.
Moje pierwsze spotkania jakby z "innej planety" a równocześnie tak bogate, tak dobre, tak piękne.
Nigdy nie zapomnę tych dźwięków muzyki w nocy, ruchu ulicznego, szaleństwa, różnorodności.
Nie zapomnę tego, co wtedy Shiny dla mnie zrobiła - jak nie pozwoliła, żebym była z tym wszystkim sama, jak moglam być jej towarzyszem prawie 24h/dobę, jak wierzyła we mnie.
Nie byłoby mnie w Afryce, gdyby nie "Indie".
No i niezapomniane - "każdy ma swoje Indie".
Wciąż aktualne!!
Dzień 34- za to, co w sercu.
Jest taka Wdzięczność, której się nie da opisać. Takie uczucie w sercu, gdy przypomni Ci się chwila, która była tylko między Tobą a Kimś.
Nie da się jej wypowiedzieć.
Jest ciepłem, nadzieją, odwagą.
Jest takim uciskiem w klatce piersiowej, gdy sobie uświadamiasz, jak bardzo było to ważne.
Spotkanie, rozmowa, dzień, który Ci się przytrafił, nie wiesz samemu czemu akurat ten dzień i dlaczego Tobie- ale tak było.
Być może uratowałeś komuś życie, albo...
ktoś Tobie.
Dziękuję za to, czego nie mogę Wam opowiedzieć, ale zmieniło bardzo wiele.
Trzymajcie takie chwile w sercu, jak najmocniej.
Dzień 35 - drzewo cytrynowe
Niedzielna wdzięczność już tradycyjnie jest bardzo prozaiczna, bo tak sobie myślę, że nasza codzienność może być piękna właśnie dzięki jej prostocie.
Dziś - drzewo cytrynowe, które odkryłam niedawno w naszym ogrodzie.
Jest na nim niezliczona ilość cytryn! Ich zapach czuć prawie przy drzwiach mojego pokoju.
Codziennie znajduję chwilę na przygotowanie przepysznej lemoniady ze smakiem zerwanym prosto z drzewa!
Tak to się stało już nierozerwalne dla mnie połączenie kawa+lemoniada.
Czy coś więcej jest potrzebne do szczęścia?
Dzień 36 - Hercia.
Był taki kot w moim życiu, co miał być na chwilę i odejść, a został na długo.
Miał być słaby i chory, a był super twardzielem.
W zasadzie - twardzielką.
Rozłożyła Agę na łopatki. Miała nie spać w łóżku, ale spała, miała nie chodzić po stole w kuchni (bo bez łapy!), ale chodziła.
Przede wszystkim jednak kochała..
I uczyła kochać - pomimo krzyków w nocy, łobuzowania, rozrzucania jedzonka, tracenia sierści wszędzie. Była najwspanialsza.
Herci już nie ma jakiś czas, ale w serduchu
została na zawsze.
Za nią dziś dziękuję, za to, że mi się przydarzyła.
Nie ma takiego drugiego kota, jak Hercia,
ale są inne, także wspaniałe. Pieseły też.
Czekają na dom. Pamiętajcie o tym.
Dzień 37 - hakuna matata
Zweryfikowałam ostatnio na lekcji języka suahili, że hakuna matata to serio znaczy: nie martw się!
No i taka Aga.
Jestem wdzięczna za to, że taki jestem śmieszek (kto zna, ten potwierdzi), że mnie śmieszy życie i ja sama najbardziej z wszelkimi moimi wpadkamj.
Cieszę się, że umiem się śmiać z samej siebie- może to jedna z nielicznych moich zalet, ale za to sprawia, że można dodawać uśmiechu i kolorów naszej niełatwej codzienności.
Mnie to się ciągle coś przytrafia, ale jakby się nad tym zastanowić- dzięki temu jest się z czego śmiać do łez
Nawet jeden mój znajomy Geniusz (tak dokładnie Geniuszka) to zdiagnozowała i nadała nazwę:
Agizm :)
Dzień 38 - za to, co uwiecznione w sercu.
Powiem Wam szczerze, że bardzo bym chciała móc Wam zaufndować do każdej wdzięczności piękne zdjęcie z Afryki, ale nie mogę.
Zdjęć mam niewiele.
Głównie dlatego, że zarówno w Kamerunie jak i w Kongo pracuję z chorymi, od rana do wieczora.
Nie ma tu nastrojów do robienia zdjęć.
Pomimo, że kocham fotografię mam opory przed uwiecznianiem na zdjęciach cierpienia.
Dlatego nie ma zdjęć, bo każdego dnia jednak najbliżej jestem ludzkich dramatów.
Dziś wrzucam zdjęcie karteczki , którą znalazłam w bardzo starym, pobenedyktyńskim brewiarzu.
Z tyłu obrazka dopisane jest ręcznie słowo: Miłość.
Dzień 39 - zespół.
Dziś jestem wdzięczna bardzo, bardzo za zespoły w których pracowałam.
Że to, że byliśmy drużyną, z wszelkimi wadami i zaletami, ale - zawsze walczyliśmy do końca o naszych pacjentów, zawsze najbardziej, jak tylko potrafiliśmy. Rezultaty były różne, bo życie pod tym względem jest bezlitosne dla wszystkich, ale walczyliśmy razem.
Wracam czasami myślami do tych czasów, teraz, gdy pojęcie "zespołu", "walki" i "straty" w afrykańskiej mentalności (oraz po prostu w naszych możliwościach) różni się bardzo od tego, czego mogłam doświadczyć w pracy zawodowej.
Z wdzięcznością wspominam ten czas, niezliczone szalone dyżury, w których nieraz próbowaliśmy dokonać niemożliwego i czasami się nawet udawało, a jeśli się nie udawało-
byliśmy w tym razem.
"Razem" to słowo klucz w tej mojej wdzięczności.
Dzień 40 - poranki.
Nic nie widać na tym zdjęciu, ale to dzisiejszy poranek. Wczorajszy też. I jutrzejszy, jeśli dane mi będzie się obudzić.
Codziennie wstaję ok 5.00 rano i tak mnie wita dzień- wschodem słońca nad sawanną.
Nie widać piękna tych poranków, ale uwierzcie mi na słowo.
Są świeże i wydaje się, że jeszcze wszystko jest możliwe. Dobrze tak zaczynać dzień.
Dzień 41 - ciepło w sercu.
"Ludzie zapomną, co mówiłeś.
Ludzie zapomną, co zrobiłeś,
Ale nigdy nie zapomną
Jak się przy tobie czuli."
/Maya Angelou/
Dziękuję za to, że gdy wieczorami zamykam oczy, czuję ciepło w sercu.
Ciepło spotkania z osobami, których nigdy nie zapomnę.
Czuję jakby się rozlewało po całym ciele i zajmowało miejsce każdej pustki, która się pojawiła.
To tak ważne, że znam to uczucie. Nie zawsze je znałam, ale już znam i za nie dziękuję.
Dziękuję też za to pragnienie, żeby tak żyć, aby ktoś na tym świecie, myśląc o mnie- poczuł ciepło.
I to jest właśnie moja misja. I Wasza.
Nieśmy ciepło tym, którym w sercu jest zimno.
Dzień 42 - 30lat.
Dziś rano popatrzyłam na to zdjęcie i pomyślałam sobie, że, o mój Boże, ja naprawdę wyglądam na 30 lat
Nigdy wczesniej bym nie pomyślała, że mając 30 lat będę w takim punkcie w jakim jestem i z tyloma różnymi doświadczeniami.
Wyobrażałam sobie zupełnie inaczej swoje życie, ale możliwe, że - na moje szczęście- realizuje się inny plan, niż mój.
Myślałam długo, że utknęłam w sobie na 18nastce i nic z tego dalej nie będzie.
Ale to nieprawda. Jestem nasączona 30 latami życia, a Wy swoimi ... -nastoma, -kilkunastoma i -kilkudziesięcioma latami.
To jest przepiękne.
I każdy dzień z tych 30 lat miał znaczenie.
I każdy następny, który jeszcze nastąpi będzie kolejnym nowym doświadczeniem-
w jakiejkolwiek sferze.
Życie jest prawdziwym darem, wiecie?
Z wszelkimi jego barwami..
Brzmi trochę jak post urodzinowy, ale nie, to nie to. To naprawdę taka dzisiejsza myśl, że genialnie jest być coraz "starszym" i "doświadczać", a przez to - daj Boże - móc trochę "życiowo zmądrzeć".
To super odkrywczy czas.
Ale tak sobie myślę, że KAŻDY czas jest super odkrywczy, jeśli sobie na to pozwolimy.
Korzystajmy z niego:)
Dzień 43 - Momenty.
Medalik św. Teresy z Lisieux.
Kupiłam go podczas mojego pobytu we Francji, gdy mnie François zabrał do Lisieux w ramach spełniania moich marzeń.
Generalnie nigdy nie byłam przekonana do tych namacalnych symboli- medalików, różańców, krzyżyków.. bałam się uproszczenia, zgubienia głębi.
Ale przyszedł taki dzień w moim życiu, jeszcze w trakcie formacji w CFM, że zrozumiałam, że na wszystko jest jakiś MOMENT.
Przeżyłam tak mocne doświadczenie i wtedy już wiedziałam, że są takie chwile, gdy nie jesteś w stanie kontemplować, modlić się w ciszy, ani śpiewać.
Nic nie jesteś w stanie, ale - jesteś w stanie powtarzać słowa. Z wiarą.
Modliłam się wtedy różańcem, trzymalam go w ręce, jakby wierząc, że on je rozgrzeje i serce i rozum też.
Tak też było że św. Teresą. Patronka misji, co nigdy nie była na misjach. Ale je kochała, to wystarczało. Powiedziała też zdanie klucz: że nieważne gdzie jesteś i co robisz, ale liczy się miłość. Że MIŁOŚĆ łączy wszelkie powołania i to Ona jest celem.
Wzięłam więc na misje medalik z wizerunkiem św. Teresy, żeby o tym pamiętać, żeby mieć tą myśl bliżej siebie, szczególnie wtedy, gdy łatwo stracić cel z oczu.
Do tego, tak nawiasem mówiąc, dobrze pozostawać otwartymi, nie oceniać, pamiętając, że każdy z nas ma różne "momenty" w życiu.. szanujmy je zawsze.
Dzień 44 - Poezja.
Dziękuję za poezję.
Za to, że wyraża to, czego my nie potrafimy nazwać.
Za to, że istnieje, szczególnie wtedy, gdy nam brakuje słów.
I to odkrycie, że był też ktoś, kto czuł to, co my.
Jest pięknem, głębią, światem.
Świat bez poezji byłby tak ubogi, nienazwany, nieopisany; jakby- niepełny.
(Wiersz znaleziony w internecie, nie znam nawet autora, ale wyraża w punkt to, co chciałabym Wam też dziś powiedzieć).
Dzień 45 - ciastka
Jak żyjesz w Afryce i masz ochotę "zjeść coś słodkiego" (jak to ja- codziennie), to nie jest to takie proste i oczywiste, że coś znajdziesz.
Musisz uczynić pewne poszukiwania, uruchomić swoją wyobraźnię i pobuszować, żeby przypomnieć sobie, że przecież istnieją herbatniki i konfitura.
I od razu życie staje się piękniejsze
Dzień 46 - przypały z S.
Jest taki Człowieczek, który dziś obchodzi swoje urodziny.
Więc ja dziś szczególnie jestem wdzięczna za życie S. , za naszą przyjaźń, wspólne dyżury niezapomniane, szaleństwa, kawy, przejażdżki, spacery, smutki i radości.
I za PRZYPAŁY niepowtarzalne (trochę tego już było )
Dobrze, że jesteś
Dzień 47 - nadzieja
Dziękuję za to, że naprawdę dopóki serce bije- wszystko może się zdarzyć.
Za to, że jest jakieś światło, które rozświetla ciemności; że mamy na co czekać i o czym marzyć.
Za to, że rzeczy przemijają, także te trudne.
Głód, strach, samotność.
I możemy ufać, z nadzieją, że po nich przychodzi ulga.
Nie tylko dla nas, ale także dla innych, tych, którzy są postawieni na naszej drodze, którym towarzyszymy dziś..
Możemy mieć nadzieję - dla nich, którzy teraz cierpią, że to nie jest koniec.
Że jest coś, że jest sens.
I że jest Ktoś, kto na nich zawsze czeka.
Dzień 48 - Iga
Ci, co mnie trochę znają wiedzą, że miałam taki czas w swoim życiu, że trochę grałam w tenisa. Tak mi został w sercu, że to jest jedyny sport, który przez lata śledzę z wielką pasją.
I tak mi się od jakiegoś czasu serce raduje i dusza: że mamy Igę. I to nie dlatego, że teraz wygrywa, ale dlatego, jaką drogę przeszła, żeby być tam, gdzie jest.
Jak odważnie pokazuje tą drogę- łzy i walkę z samą sobą.
Jestem dumna, że mamy taką wspaniałą polską tenisistkę.
Uwielbiam jej ducha walki, naturalność, wrażliwość. To co mówi, to jak pozostaje sobą.
Aż ostatecznie to, że za każdym razem podkreśla, że w tym momencie nie liczą się punkty, ale wojna- do której częściowo niektórzy już się przyzwyczaili. To więcej niż klasa.
W młodości siła!
Dzień 49 - wiara
Dziś Święto Zesłania Ducha Świętego.
Nie będę pisać dużo, bo słowa są zbyt małe, żeby określić to, jak bardzo moment mojego odkrycia Kościoła zmienił moje życie i w ogóle całą perspektywę.
Dziękuję więc dziś szczególnie za łaskę wiary.
Za to, że życie w Jego świetle nabiera sensu.
Przyjdź, Duchu Święty Boże.
Nie pozwól mi zgubić się w ciemności. Amen.
Dzień 50 - Biblioteka
Zaczęłam przygodę z czytaniem w podstawówce, dzięki Harremu Potterowi. Później było coraz wiecej i ambitniej.
Kochałam uciekać w świat książek, wydawał się być wtedy ciekawszy i bardziej wartościowy.
Później życie się skomplikowało (patrz: zrobiło ciekawsze? ) i przy masie dyżurów i innych aktywności zaprzestałam czytania poza aktualnościami medycznymi i artykułami naukowymi.
I tak nagle wylądowałam w Bunkeya, gdzie jest przepiękna biblioteka. I korzystam w pełni wracając do mojego zamiłowania, do ubogacania się zupełnie inaczej, a przy okazji - o zgrozo - rozwijam swój język, bo czytam książki po francusku.
Przypomina mi się jaka to super przygoda...
To jak kiedyś czytałam do nocy, przy świetle lampki na biurku, nie mogąc się doczekać następnych rozdziałów i wydarzeń.
Przypomina mi się to super uczucie
Myślę, że literatura - tak jak szeroko rozumiana sztuka, którą kocham - też może ratować życie.
P.S. już 50 dni wdzięczności na misjach..
Dzień 51 - kobiety
Dziękuję za kobiety.
Za to jakie jesteśmy silne, waleczne.
Za to, co potrafimy zrobić dla drugiego człowieka- wszystko.
Za to jak potrafimy zapominać o sobie, dla innych.
Jestem dumna z nas wszystkich.
Z kobiet, które budują ognisko domowe i dbają o swoje rodziny.
Z kobiet, które są wspaniałymi lekarkami, kucharkami, podróżniczkami, krawcowymi, nauczycielkami..
...marzycielkami, obrończyniami praw ludzkich, miłośniczkami zwierząt, natury, sztuki, piękna, sportu.
Wierzę w to, coraz bardziej, że #siłajestkobietą.
Także w Afryce, w tej niezwykle trudnej rzeczywistości dla kobiet.
Jestem z Was dumna
Dzień 52 - step by step
Moje życie na misji w Afryce toczy się krok za krokiem.
Na początku chciałam biec, przeskakiwać zbudowany przez samą siebie tor przeszkód, szaleć, skakać do przodu o trzy kroki, ale...
okazało się, że tutaj się nie da.
Nie na darmo się mówi, że Afryka uczy cierpliwości. Zazwyczaj jednak wspomina się o czekaniu wieki na autobus, który może przyjedzie, a może nie, albo o Mszy Świętej rozpoczynającej się 2h po "wyznaczonym" czasie.
Ale to nie to.
Afryka uczy cierpliwości w spotkaniu z samym sobą. Odbiera możliwości i siły. Nie jesteśmy już w stanie działać jak wcześniej, ogarniać wszystko, zawsze, wszędzie. Być w wiecznym biegu.
Afryka daje Ci lekcję cierpliwości przez ZATRZYMANIE się w samym sobie.
Wiele rzeczy wydarzyło się od tego czasu, jeszcze więcej jeszcze przede mną.
Jednak to, co już się zmieniło, to moja uważność na dzień dzisiejszy, na tych ludzi, których spotykam dziś, bez ciągłego wybiegania w bliższą, czy dalszą przyszłość. Bez planowania.
Uczę się żyć krok za krokiem.
Chwila za chwilą.
Jestem wdzięczna za to odkrycie, bo okazuje się, że w tej chwili dzieje się bardzo dużo..
Wystarczająco dużo, żeby móc w niej po prostu być, korzystać z niej, oddawać się jej w 100%.
Step by step.
Dzień 53 - wspólne wieczory
Myślę, że to piekne i ważne spędzać ze sobą czas.
Szczególnie na misjach, gdy jesteśmy daleko od "naszych ludzi".
To ważne, żeby się nie zamknąć w pokoju na klucz i nie uznać, że jesteśmy sobie samowystarczalni.
Bo nie jesteśmy.
Potrzebujemy dłoni drugiego człowieka, jego uśmiechu, spojrzenia.
A czasami chodzi oto, żeby po prostu "pobyć" razem.
Jestem bardzo wdzięczna za czas wspólnotowy, który się tutaj zdarza. Szczególnie piękny był w Dibamba- kino domowe, planszówki, kolacja jedzona na kolanie i przede wszystkim dużo śmiechu.
Dzień 54 - nauka
Myślę, że mogę to w końcu powiedzieć i dojrzałam do tego w 100% - uczę się dla siebie.
I kocham to.
Gdyby człowiek był w stanie to zrozumieć będąc w szkole (na pewno są tacy geniusze i z serca gratuluję )...
Ale niech każdy czas ma swój "czas"
To jest mój czas. Na moje studia podyplomowe do niczego nikomu niepotrzebne, na moje czytanie książek z wszelkich dziedzin, na moje analizowanie i śledzenie wydarzeń, na szukanie logiki w nauce języka, na holistyczne spojrzenie na pielęgniarstwo (albo po prostu: na człowieka).
To czas na słuchanie o teatrze, psychologii i ukuleleterapii, zdrowym karmieniu kurczaków, rodzajach tkanin i św. Tomaszu.
Jestem więc super wdzięczna, że jestem już w tym momencie, w którym po prostu MOGĘ się uczyć i kocham się uczyć
Odkrywam nowe kolory życia
Dzień 55 - Być wysłuchanym.
Nie wiem czy kiedyś Wam się to zdarzyło , żeby ktoś Was wysłuchał. Ale tak naprawdę- że ktoś usłyszał twoją historię.
Za to bardzo dziś dziękuję.
Za to doświadczenie.
A może przede wszystkim - za to uczucie, niezapomniane.
Bardzo bym chciała też potrafić.
Dzień 56 - On.
Czasami mi brakuje takich chwil, jak ta.
W zeszłym roku, gdy mieszkałam w CFM mogłam na Niego patrzeć każdego wieczoru.
Być blisko.
Teraz jest bardzo ukryty.
Wypatruję, ale nie zawsze mogę zobaczyć
i poczuć.
Czekam.
Aż któregoś dnia - jest.
Wypełnia sobą tą moją marną chwilę w której wlasnie trwam. I nadaje sens całej tej ciemności wokół mnie i wokół nas wszystkich.
Dziękuję za to, że jest mi dane Go poczuć swoim sercem i rozumem.
To wielki dar.
Dzień 57 - dystans
Ks. Twardowski (którego poniekąd uwielbiam za dosadne poczucie humoru) powiedział kiedyś: błogosławieni (szczęśliwi) Ci, którzy potrafią śmiać się z własnej głupoty, albowiem będą mieć ubaw do końca.
Kochani, a więc ja się śmieję sporo
To akurat od zawsze.
Jest wiele spraw i sytuacji do których nie potrafię nabrać dystansu, ale do samej siebie - chyba wychodzi mi całkiem nieźle.
Trochę nad tym pracowałam, ale teraz widzę, jak to uławia codzienne życie.
A tak poważniej- to wiele problemów przestaje być problemami i po prostu łatwiej przebrnąć przez naszą codzienność, gdy potrafimy się pośmiać z nas samych i niekoniecznie traktować to życie śmiertelnie poważnie.
Tak sobie trochę myślę, że nie jest ono tego warte.
Dziś za to szczególnie dziękuję widząc jak się szarpiemy wzajemnie niekiedy, zamiast cieszyć wzajemnie swoją obecnością.
śmiejcie się dużo
Czasami udaje się nawet rozweselić i innych-
ja dziś się uśmiałam bardzo z naszymi małymi pacjentami w szpitalu- płakali ze śmiechu jak coś pogmatwałam kompletnie próbując im wytłumaczyć zasady diety w ich języku.
Warto było pogmatwać
Dzień 58 - koteły w Bunkeya
Brak mi słów, aż tak się z nich cieszę.
Pojawiły się i zostały z nami.
Przejmuję opiekę
Kochane.
Dziękuję!
Dzień 59
Za to, że jest na świecie dobro.
A dobro - to dobrzy ludzie,
którzy nie kalkulują
tylko dzień za dniem, poświęcają swój czas innym.
Którzy nie oceniają
tylko idą z otwartymi ramionami
I robią wszystko co mogą,
nawet jeśli nie mogą wiele.
Bo czasami wystarczy kubek gorącej herbaty.
I czasem wystarczy BYĆ.
Dziękuję za to, że świat jest pełen dobrych ludzi.
(Czasami wydaje się, że możemy o tym zapomnieć, ale nie zapominajmy proszę ).
"Każdego dnia
ogrzewaj świat
promieniami
uśmiechu,
muskaj lekkością
wdzięcznego
oddechu.
Każdego dnia
obejmuj świat
serca ramionami,
koloruj najpiękniej
dobrymi
słowami.
Każdego dnia
miłością
świat na lepsze
zmieniaj,
ożywiaj
czułością
te
serca z kamienia"
~Elżbieta Bancerz
Dusza zaklęta w słowa
Dzień 60 - droga jest celem
Dziękuję za to, że wiele jest już za nami, ale wciąż wszystko jest przed nami.
Za to, że każdy kolejny dzień w którym się budzimy - jest darem
I każde doświadczenie, które przeżywamy- jest łaską.
Nawet gdy w danej chwili ciężko nam ją przyjąć i zrozumieć.
Dobrze jest je przytulić do serca i uwierzyć, że - wciąż wszystko jest przed nami, bo to przecież
droga jest celem.
Droga doświadczeń, przeżyć, uczuć, iluzji, nadziei (także tych straconych), spotkań, historii.
Kocham to zdanie, że Droga jest celem.
To otwiera nam wszystko
Odwagi.
Dzień 61 - Krzyż
Kiedyś myślałam, że cierpienie niesie ze sobą tylko coś negatywnego, że to ból i na tym się kończy.
Dziś wierzę, że krzyż ratuje nasze człowieczeństwo.
Bo jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć drugiego człowieka, gdy znamy TO uczucie.
I pragniemy innych przed nim ochronić.
I wtedy bardziej kochamy.
A gdy się rozejrzymy wokół nas możemy zobaczyć, że wszyscy są pełni bólu.
I może nas to przerażać, oburzać.
Możemy pozostać obojętni lub nieczuli.
albo możemy być wspólnotą, w której wzajemnie pomagamy sobie przebrnąć przez kolejne dni.
I dzięki temu ratować trochę nasz świat.
Ja w to mocno wierzę.
Dzień 62 - marzenia
Aga z głową w chmurach?
Czasami się to zdarza
Dziękuję za to, że zawsze możemy marzyć,
bez końca.
Za to, że marzeń nikt nam nie może zabrać,
nawet jeśli próbuje. Nie dajmy się!
Kibicujmy ludziom, którzy mają odwagę iść w ich stronę. Wierzmy w nich! Wierzmy w marzenia!
Spełniajmy czyjeś, te malutkie i wielkie, jeśli tylko możemy. Nie ucinajmy skrzydeł.
Wspierajmy!
Wszystko się może zdarzyć...
Dzień 63 - Afryka
Dziękuję Ci, Afryko,
za wymagające wyzwania jakie mi stawiasz.
Za to, że jesteś tajemnicą, którą powoli mogę odkrywać dzień po dniu,
za rzeczywistość, w której mogę odkrywać na nowo
wartość ludzkiego życia
i wartość swojego życia.
Za to jak się uczę uważności na to, co "teraz".
Za świadomość tego, co mam,
kim jestem.
Za to, że tutaj tak wiele rzeczy jest niemożliwych -
a równocześnie wszystko jest możliwe.
Dzień 64
Prostota
Dziękuję za prostotę życia, której doświadczam.
Za kury i wszelkich mieszkańców kurnika, dzięki którym możemy jeść super smaczne jajeczne omlety na kolację.
Za ogródek z sałatą i pomidorami, fasolki żółte i czerwone pnące się za domem.
Za studnię w której jest wystarczająco dużo wody, żeby wziąć "prysznic" i zrobić "pranie".
I za psy i koty snujące się leniwie pod nogami, a czasami sunące jak gepardy, żeby nam pokazać węża zbliżającego się do drzwi naszego pokoju.
Za dźwięki afrykańskiej wsi, odgłosy zwierząt, a przede wszystkim niekończącej się muzyki i bębnów nadających rytm dniu i nocy.
Dziękuję za tą prostotę,
za to, że tak niewiele wystarcza,
podczas gdy czasami szukamy tak dużo i tak daleko.
Jeszcze dłoń drugiego człowieka.
I jest Wszystko.
Dzień 65 - Pomysły
Nie wiem czy też tak macie, ale ja mam sto pomysłów na godzinę;
W mojej głowie jest jakaś pomysłodajnia - choć życie większość z nich ucina zanim mogą nawet wejść w etap rozważań, a już nie mówiąc realizacji.
Ale wiecie co? Bardzo to lubię- to odkrycie, że mnie interesuje świat.
Poznawanie go i odpowiadanie na jego potrzeby.
Dla mnie to są właśnie pomysły - szukanie inspiracji i odpowiedzi na pytania o życie ludzkie.
Dziękuję za to jak wiele kreatywności jest wokół mnie, jak bardzo można zrobić coś z niczego i jak wiele można poznać dogłębnie interesując się tym, co nas spotyka.
Dzień 66 - za jedzenie.
Dziś trudna Wdzięczność.
Nie da się o tym nie napisać, gdy żyjesz w Afryce.
U 1/10 populacji świata występuje niedożywienie.
To ponad 811 mln ludzi.
Najwyższą cenę za głód płacą dzieci.
Każdego dnia ponad 7 tys. dzieci na całym świecie umiera z powodu niedożywienia- podaje organizacja Save the Children.
Nie mówimy tu o naszym klasycznym wyobrażeniu "śmierci głodowej".
Niedożywienie osłabia system immunologiczny,
w rezultacie dzieci umierają na malarię, zapalenie płuc czy z powodu biegunki.
Rodzin nie stać na zakup mięsa, mleka, czy warzyw. Dzieci chodzą głodne do szkoły i do pracy w polu. Czasami ich jedynym posiłkiem jest miska arachidów albo papka z mąki kukurydzianej.
Misjonarz nie chodzi głodny - choć z wielu rzeczy trzeba zrezygnować.
Ale na naszych rękach umierają dzieci, którym nie da się pomóc.
Ja doświadczam tego uczucia prawie każdego dnia. Trzymania za rączkę umierąjącego maluszka, który mógłby żyć.
Druga strona? W Polsce rocznie zostaje wyrzuconych 9 MLN TON żywności.
Pieczywo, owoce, wędliny, warzywa.
W każdej sekundzie przez cały rok wyrzucanych jest do kosza ok. 153 kg jedzenia.
To absurd.
Wiem, że nie da się wysłać bochenka chleba do Afryki. Ale nie o tym dziś piszę.
Nie proszę o pomoc, wsparcie, datki.
Proszę o chwilę zatrzymania się i refleksji.
I o wdzięczność za chleb, który dziś zjedliśmy.
O wdzięczność za to, że dziś nie idziemy spać głodni.
/źródła: Unicef, Save of Children, Caritas Polska, Instytut Ochrony Środowiska Państwowego Instytutu Badawczego/
Dzień 67 - za tatulka
Jako, że dziś taki dzień, to dziękuję i za Januszka, co z dumą znosi wszelkie moje pomysły.
Fajnie, że jest właśnie taki, jaki jest:)
Dzień 68 - za dziś.
"Wystarczy odrobina nadziei
pozytywne myślenie wszystko odmieni"
Za takie dni, jak dziś.
Gdy tak bardzo na coś czekasz
Bardzo, bardzo długo
I pewnego dnia to się dzieje.
Dziękuję za ten dzień
i dzisiejsze rozmowy.
Dzień 69 - za tych, którzy mnie budowali i niszczyli.
Przeczytałam dziś takie zdanie, że składamy się ze wszystkich ludzi, którzy nas budowali i niszczyli.
Jesteśmy jak kolaż elementów ułożony w całość. Czasami może coś odpaść, zniszczyć się, odkleić. Inny fragment możemy za to dokleić i dopisać.
I inni też mogą nas poszarpać i posklejać.
Każda spotkana osoba coś wnosi do naszego życia.
Dziękuję za te wszystkie spotkania,
te pełne światła, radości, wiary
Ale także za te po których na trochę "opadałam".
Wszystkie były bardzo potrzebne, żebym była dziś posklejana
w Agę.
Dzień 70- I'm a Nurse, What's Your SuperPower?
Je suis une infirmière, et toi, c'est quoi ton Super-Pouvoir ?
Dziękuję za moją super-moc.
Za wszelkie przygody, które dzięki niej przeżywam.
Za doświadczenia, które mnie prawie zabiły, albo wznosiły na szczyty.
Za to jak się uczyłam na kogo mogę liczyć zawsze, a na kogo mniej, lub nigdy.
Za to jak wiele już poznałam, dotknęłam, zobaczyłam, przeżyłam.
I za to jak wiele jeszcze przede mną.
Za to jak każdego mogę być blisko człowieka, jego lęku, choroby, bólu, śmierci.
Jak blisko mogę być też narodzin i nadziei. Nigdy nie zapomnę pierwszego odebranego porodu, nigdy nie zapomnę pierwszego pacjenta, który odszedł przy mnie.
Każdego dnia mogłabym za to dziękować, jak zaczęłam ŻYĆ..
TO jest naprawdę SuperMoc!
Dzień 71 - Ludzie z Lourdes
Kiedy pojechałam do Lourdes w zeszłym roku na początku wydawało się, że wszystko jest na odwrót niż ma być i chciałoby się powiedzieć, że "bez sensu".
A później zaczęły dziać się cuda.
Spotkałam tam wspaniałych ludzi, którzy to Lourdes bardzo kochali, wtedy gdy ja chciałam z niego uciec.
Tyle osób przyjęło mnie do swoich domów, a przecież byłam całkiem obca.
Najpierw Siostry Karmelitanki DzJ, które się mną zaopiekowały, Isabella, która mnie całkowicie przygarnęła pod swoje skrzydła, żebym się przełamywała ze swoim dukaniem po francusku,
później François i Marietta z którymi spędziłam dwa (piękne!) miesiące sprzątając dom pielgrzyma, a ostatecznie później przejechałam z nimi pół Francji- przez Lisieux aż do Paryża,
Aż po p. Krysię, która nie wiedząc o mnie nic poza tym, że jestem misjonarką, nie dosyć, że mnie też przechowała w swoim domku, nakarmiła i nawet zadbała o bilet pociągowy, żebym mogła codziennie śmigać do Paryża i coś z tego wszystkiego mieć.
Wiecie czemu to wszystko piszę?
Bo czasem myślimy, że to co nas spotyka jest całkowicie bez sensu, jest odwrotnie niż oczekiwaliśmy czy się spodziewaliśmy, czy może nawet było nam obiecane..
Dzień 72 - ufność dziecka
To właśnie one mi tutaj ufają najbardziej - dzieci. Szczególnie te bardzo chore, które wpadają w moje ramiona, żeby się przytulić, które jadą prawie że z uśmiechem na blok operacyjny z pełną ufnością, że zabieram je w miejsce całkiem bezpieczne.
Patrzą z zaciekawieniem i ściskają moje dłonie.
Nie mają jeszcze dystansu, nie znają słowa muzungu (biały), nie patrzą podejrzliwie.
Ufają.
Jestem za nie tak wdzięczna.
Możemy się nauczyć bardzo dużo od dzieci, bo one jeszcze nie zapomniały, jak można żyć..
Dzień 73 - słowa
Pamiętajcie, że słowa mają wielką moc. Możemy kogoś zabić słowami, albo uratować mu życie.
Czasami wystarczy - "zrobiłem Ci gorącą herbatę" żeby przytulić słowem. Bardzo łatwo jednak nimi rzucać jak strzałami prosto w serce.
Trzeba być warto uważnym, żeby nie stracić panowania nad tą bronią, która jest nam dana.
Dobre słowo to MOC.
Dziękuję za dzisiejszy dzień dobrych słów.
Dzień 74 - spokój.
Za spokój.
Za to, że tak niewiele nam potrzeba
Kromka chleba, kawałek nieba .
Za to, że możemy trzymać się za ręce
Ufając, spoglądamy sobie prosto w serce
Za proste słowa
I obecność cichą
Nawet gdy oferujemy małą chatkę, lichą
A w chatce serce największe na świecie ...
I spokojne tak bardzo
Nic nie mając..
Tak pięknie bije.
Dzień 75 - mała A.
Nie mam ani jednego zdjęcia, które nadawałoby się do tego, co chcę dziś Wam napisać, więc wrzucam po prostu kawałek Afryki.
Ale ta historia też jest kawałkiem Afryki.
Dziś operowaliśmy kilkuletnią A.
Bardzo, bardzo chorą.
To jedna z tych sytuacji, gdy wydaje się, że nie ma nadziei, ale w pewnej chwili uświadamiasz sobie, że koniecznie trzeba spróbować, bo przenigdy nie wolno się poddawać.
Operacja A. przebiegła spokojnie, a dziewczynka przetrwała już pierwsze godziny. Jest silna. Jeszcze noc przed nami.
Nie tracimy nadziei, przeciwnie. Ufamy.
Już dziś dziękuję za małą A., jej życie i jej dzielną mamę.
Spędzam z nimi sporo chwil każdego dnia,
One mnie uczą także Afryki. I życia.
Dzień 76 - księżyc uśmiechnięty
Taki mamy dziś księżyc uśmiechnięty
I mała A. uśmiechnięta!
I inne dzieci po operacjach też!
I ja także.
Niech żyją uśmiechy!
Dzień 77 – szanse
Dziękuję za szanse, które w życiu otrzymałam.
Wielokrotnie.
Za te wykorzystane, dzięki którym idę wciąż dalej,
I za te "przegapione" (bo nigdy nie są zmarnowane!) z których to mogłam jeszcze więcej się nauczyć.
Na zdjęciu buty od François, który w ten "swój" sposób mnie posłał do Afryki, niezwykle we mnie wierząc.
Wiara w drugiego człowieka to ogromna szansa.
Niełatwo jej czasem sprostać, ale równocześnie już same próby są drogą i nas kształtują. Coraz wyraźniej to widzę.
Ktoś mi powiedział dziś, że to, że mnie spotkał było dla niego szansą.
Godzinę później to ja dostałam szansę przepięknej rozmowy.
Życie jest pełne szans, trzeba tylko je zobaczyć- wskoczyć odważnie w te buty, które dziś są postawione przed nami.
Dzień 78
"Zarówno ceramika, jak i życie mogą się rozpaść na tysiąc kawałków, jednak to nie powinno nas powstrzymywać przed marzeniami, intensywnym życiem i pokładaniem w nim nadziei.
Zamiast unikać życia, powinniśmy nauczyć się, jak się odbudować, kiedy coś pójdzie nie po naszej myśli. (...) To, co uległo zniszczeniu może się odbudować na nowo, a kiedy tak się stanie, nie ukrywaj jego kruchości, ponieważ jego pozorna delikatność zmieniła się w ewidentną siłę."
Czytałam kiedyś taką historię, że w Japonii nie wyrzuca się rozbitych filiżanek, tylko skleja, uważając, że wraz z "bliznami" staje się ona jeszcze piękniejsza.
Dziękuję za wrażliwość, delikatność, kruchość.
I za blizny.
Dzień 79 - życie to cud
"Żyje się dla kilku spotkań i paru wzruszeń, ważne, żeby ich nie przegapić."
Dziękuję za dzisiejsze wzruszenie.
Dzień 80 - dziękuję
Dziś, pierwszy raz od kiedy jestem w Afryce (a i w Polsce nieczęsto się to zdarzało) usłyszałam w szpitalu:
Agnieszko, dziękuję ci za wszystko to, co zrobiłaś, żeby uratować mojego męża.
Takie słowa. Może niewiele, a może bardzo wiele?
A może się nawet pojawi mała łza wzruszenia?
Nie pracujemy po to, żeby ktoś nam dziękował, ale jak się to wydarzy, gdy wkładasz w opiekę nad chorym całe swoje serce (albo poświęcasz bardzo dużo - może nawet całe swoje życie) to ...
wdzięczność rodzi wdzięczność
Koniecznie dziękujcie, zawsze, wszędzie, gdy tylko czujecie, że może warto.
To może komuś bardzo zmienić dzień
Dzień 81 - Moja misja - nic wielkiego
Moja misja w Afryce jest trochę inna, niż często oglądamy na obrazkach misjonarzy.
Nie mam tłumu dzieciaczków ganiających wokół mnie, wiosek ludzi oczekujących na mój przyjazd, nie mam wielkich projektów budowy szkoły, studni, remontu dachu w kościele.
Moja misja to wkroczenie całą sobą w codzienną rutynę szpitala na końcu świata - który istniał beze mnie i będzie dalej istniał.
Nie zmieniam tego miejsca, nie zmieniam świata.
Powiedziałabym nawet, że nie rozumiem do końca dlaczego jestem akurat tutaj. Ale może wcale nie trzeba wszystkiego tak dobrze rozumieć. Może trzeba wskakiwać, jak do wody, z zawiązanymi oczami, ufając.
Moja misja to codzienne życie. To składanie kompresów, sterylizacja narzędzi chirurgicznych i sporo zastrzyków. To zabawy z dziećmi leżącymi po operacjach, głaskanie ich po głowach i magiczne dmuchanie na bolące brzuchy. I robienie zaczarowanych opatrunków, które za sprawą magicznych sztuczek (delikatność!) - nie bolą.
To misja spędzania czasu z chorymi, słuchanie ich, sprawianie, żeby na chwilkę się uśmiechneli.
Nic wielkiego.
I dziś tak właśnie dmuchając balona (którego potem rozdzielałam na sześć części, bo więcej balonów nie znalazłam) naprawdę pomyślałam, że to piękna chwila. I że jestem za nią wdzięczna, za tą prostotę, która na nowo nabiera znaczenia w moim życiu. Za te małe chwile, nic wielkiego.
Dzień 82 - niebo i gwiazdy
Kocham niebo w Bunkeya. Tak mi żal, że nie potrafię zrobić zdjęcia takiego, żeby móc Wam pokazać gwiazdy.
Jest tylko zdjęcie z księżycem.
Ale uwierzcie mi, że one tam są.
Jest ich mnóstwo.
Uwielbiam nocą wyjść na chwilę przed drzwi mojego pokoju i wpadam wprost w ramiona gwieździstego nieba.
Wyobrażam sobie Was, że jesteście z drugiej strony i patrzycie na te same gwiazdy z innego kawałka świata.
Niebo jest nasze, jest mostem między naszymi światami, jest tak piękne.
Dziękuję za nie!
I za wszystkich tych z którymi wspólnie patrzymy, z innych perspektyw, ale w tym samym kierunku.
Dzień 83 - odwaga
Dziękuję za to, że bywają takie dni, że potrafię uwierzyć w to, że moje życie leży w moich rękach i mam wpływ na to jak potoczy się dzisiejszy dzień.
Za to, że bywają takie dni, gdy potrafię odważnie podejmować nawet trudne decyzje i brać ich ciężar na siebie.
Za to, że bywają takie dni, że chwytam za ster i mówię: Ahoj, przygodo!
I za to, że (jak widać na zdjęciu) od zawsze mi na to pozwalano
Dzień 84 - droga do siebie
"Żadna droga w moim życiu nie była tak długa jak ta, która miała mnie zaprowadzić do mnie samej."
Jak niesamowicie dużo można odkryć jednego dnia.
Nigdy nie byłam tak mocno skoncentrowana na obserwacji i słuchaniu- jak na misjach.
Byłam "działaczem" , który- oczywiście robił wiele dobrego- ale także wiele przegapiał. Przyznaję się do tego, że wiele w życiu przegapiłam.
Być może dlatego, że człowiek najwięcej uczy się na błędach,
a może dlatego, że jesteśmy dziećmi czasów przegapiania i musimy sami siebie wyrywać ze szponów tego marnego biegu, bo jak się sami nie wyszarpiemy to nikt nam nie pomoże.
Ale to jest ostatecznie piękne i rozwijające, bo prowadzi nas do poznania samego siebie, a poznanie siebie - do mądrości, dobra, spokoju.
Więc niech te nasze drogi będą długie, kręte, zamglone i pełne ślepych uliczek, gubmy się w nich i odnajdujmy i gubmy się na nowo, żeby móc na nowo się odnaleźć..!
Dziękuję za te małe- wielkie odkrycia, a przede wszystkim za tą drogę, która do nich prowadzi.
Dzień 85 - dobry dzień
Dziś miałam dobry dzień.
Całe przedpołudnie robiłam opatrunki, wszyscy pacjenci po operacjach czuli się dobrze i rany wyglądają nieźle.
Pośmiałam się trochę z małymi pacjentami, nauczyli mnie nowego słówka w języku swahili, poskładałam milion kompresów już na zapas.
Mamy na dwa dni gości z Hiszpanii, więc obiad był długi i spokojny, wypiliśmy kawę, zjedliśmy hiszpańską czekoladę, pośmialiśmy się trochę. Nauczyłam się też nowego słówka po hiszpańsku.
Całe popołudnie gotowałam konfiturę z cytryn z którą walczę od wczoraj. Zrobiłam aż trzy rodzaje, więc jestem z siebie dumna, bo nie mamy normalnej kuchni wiec probuję upichcić to cudo na takim specjalbym grillu. Jutro ciąg dalszy.
Wieczorem okazało się, że do magazynku w którym trzymamy małego kota wszedł wąż, a było już ciemno i nie damy rady go szukać. Trzeba było coś zrobić z kotem, więc śpi u mnie w pokoju
W między czasie oswajam tego małego kota z wielkim psem i idzie nam bardzo dobrze! Wielki pies kładzie na małego kota swoją wielką łapę prawie jego wielkości i liże go językiem prawie jego wielkości, ale co tam, najważniejsze, że chyba jednak się dogadują
Dziękuję za dziś. To był dobry dzień.
Dzień 86 - bycie w ruchu
Kocham to, kiedy dużo się dzieje, trzeba robić dwie rzeczy równocześnie, a myśleć już o kolejnej.
Dziękuję za takie dni, gdy nad ranem wychodzę z pokoju i wracam dopiero późnym wieczorem;
gdy nie zatrzymuję się ani na chwilę, ale jestem ciągle w ruchu, przeskakuję od zadania do zadania, z chwili do chwili.
I po takich dniach- spokój nocy..
Dzień 87 - delikatność
Znowu oni, pies i kot, ale nic nie poradzę, że spędzam z nimi sporo czasu i bardzo ich kocham. Jestem za te zwierzaki super wdzięczna.
Miałam od zawsze psa, ale nie umiałam się nim dobrze zajmować.
Dopiero gdy w moim życiu pojawiła się kotka Hera zaczęłam odkrywać niepowtarzalną relację ze zwierzakiem.
A tu wielki pieseł, generalnie całkowity dzik, który z niezwykłą delikatnością dotyka małego kotka.
Delikatność jest dobra. Niewiele jest jej w topornej Afryce, ale jej iskierka mimo wszystko zawsze zostaje dostrzeżona. To, że można delikatnie odkleić plaster, a niekoniecznie go szarpać.
To, że można kogoś poklepać po głowie, zamiast mówić, żeby przestał płakać.
To, że można przy kimś tak po prostu posiedzieć trzymając go za mały palec.
To, że można podsunąć komuś termos z gorącą kawą i zniknąć.
Delikatność jest wielką siłą, jeśli sobie na nią pozwolimy.
Dziękuję za jej doświadczanie.
Dzień 88 - gdy czasami z niczego wychodzi coś dobrego
Pierwsza w moim życiu konfitura cytrynowa.
Z miodem i cynamonem.
Zrobiłam ją głównie dlatego, że mamy wysyp cytryn na drzewie i szkoda, żeby się psuły, jest ich mnóstwo i są przepyszne.
Okazało się, że z szybkiej akcji zrobiła się kulinarna przygoda, ale po czterech dniach udało się ją zakończyć sukcesem. Jest pyszna.
I tak właśnie- zrobiłam coś z niczego.
Mamy wiele szans każdego dnia, mnóstwo chwil, które wydają się nieważne, mało znaczące-
a jednak.. można z nich wyciągnąć wiele dobra, jeśli tylko trochę się postaramy i zaangażujemy.
Dziękuję za to, że tak się da!
Nie musimy robić wielkich rzeczy..
...ale małe, z wielką miłością..
Dzień 89 - bliskość
Mała A. po operacji czuje się dobrze, jej rana całkiem nieźle i humor powoli wraca.
I w taki zwykły, przeciętny piątek, jak dziś, postanowiła się do mnie przytulić!
Ale jakie to było przytulenie! Pełne emocji tych wspólnie spędzanych czterech miesięcy w szpitalu, morza wylanych łez i woreczka nieśmiałych uśmiechów.
Trwałyśmy sobie tak kilka dobrych chwil, A. wtulona we mnie, a ja wzruszona całkowicie i WDZIĘCZNA.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego napiszę, ale wydaje się, że naprawdę udało nam się uratować komuś życie
P.S. Nam - czyli zespołowi szpitala w Bunkeya i Wam wszystkim, którzy na odległość wspieracie misje na najróżnorodniejsze sposoby. Uratowaliśmy dziś życie, kochani.
Dzień 90 - Karmel
Od niego wiele się zaczęło.
Wspominałyśmy dziś z Asią, że otrzymałyśmy karmelitański szlaplerz w 5 klasie szkoły podstawowej, czyli 19 lat temu.
Kawał niesamowitego czasu.
Nasze losy toczą się zupełnie inaczej,
Góra Karmel nas łączy.
Bliskość zgromadzeń karmelitanskich przy których dojrzewałam w wierze i w życiu zaowocowała ostatecznie moją pracą na misjach karmelitańskich.
Dziś jest święto Matki Bożej z Góry Karmel.
Karmel to mój drugi dom i sposób patrzenia na życie. Jestem bardzo wdzięczna za to, jak zmienił on moją historię. Dziękuję za całą naszą karmelitańską rodzinę na całym świecie.
To jeszcze nie koniec, to początek tej drogi..
.. drogi na Górę Karmel.
Dzień 91 - fotografia
Fotografia.
Zatrzymana chwila.
Wspomnienie.
Zamknięte oczy.
Piękno.
Albumy z dzieciństwa.
Wygłupy na weselu.
Przygoda w górach.
Plecak podróżny i wszystkie nasze wspólne doświadczenia.
Dziękuję za zdjęcia, które mi przypominają chwile, gdy zapominam.
W nich jest światło. Na dziś i na jutro.
Dzień 92- Za kumpelstwo
Dziękuję za to, że mogę napisać jedno zdanie
i kumpel już wszystko wie.
Za to, że nie ocenia, tylko postawi na stole kawę, gorącą czekoladę, omleta w sobotni poranek.
Za to, że nie kalkuluje czasu ani pieniędzy, nawet na drugim końcu świata.
Za symboliczne pierniki w środku nocy, "pizzę owocową" i śpiewanie bez umiaru.
Dobrze, że jesteś Kumplu
Dzień 93 - minimalizm
Dziękuję dziś za to, że powoli uczę się filozofii minimalizmu i że realnie da się tak żyć
Mieć niewiele i cieszyć się tym, co nam pozostało.
Przeczytałam kiedyś, że wszystko powinno być istotne.
"Cokolwiek robisz, niech to będzie warte zrobienia.
Cokolwiek zatrzymujesz - warte zatrzymania. (..)
I do tego: Mniej obaw, więcej nadziei."
Tego nam wszystkim dziś życzę..
mniej obaw, a więcej nadziei
Dzień 93- Dziękuję za to, że można się przyzwyczaić i nie-przyzywyczaić.
Dziękuję, że można się przyzwyczaić do wiaderko-prysznica, wytrzepywania ręczników przed użyciem w poszukiwaniu najdziwniejszych insekto-potworów i spania z gigantycznym pająkiem nad głową, do wstawania o 5.00 rano, smażenia naleśników na grillu, do zawsze otwartych okien i całonocnych bębnów afrykańskich, nawet do zamykania oczu i głębokiego oddychania, kiedy już brakuje słów.
Dziękuję też za to, do czego nie można się przyzwyczaić.
Gdy się nie zapomina twarzy i rozpoznania,
gdy wciąż cię dziwi, że ktoś nagle odszedł,
do leżącego na ulicy i głodu, który odbija się z każdej strony życia, jak echo,
do wschodów słońca i plecaka, który czeka na kolejne przygody.
Do milczenia świata, pomimo krzyku.
Dobrze, że jest jeszcze On, zawsze przy nas, niezależnie od tego w której z tych przestrzeni dziś jesteśmy..
Dzień 94- za małe iskierki nadziei
Dla tych uśmiechów warto żyć!
Dzień 95 - wrażliwość
Wrażliwość.
Empatia.
Czasami wydają się być przekleństwem, ale to błogosławieństwo, które pozwala patrzeć i widzieć, słuchać i słyszeć, dotykać i czuć.
Zobaczyć świat z innej perspektywy, niekoniecznie tylko swojej- pomaga zrozumieć dlaczego drugi człowiek postępuje tak, a nie inaczej, pozwala wyzbyć się ciągłych ocen, otwierając w ten sposób wiele nowych przestrzeni do spotkania.
Dziękuję za tych, którzy mnie uczyli i wciąż uczą tej otwartości na innych, na ich uczucia, poglądy i przekonania.
Tak pięknie jest zobaczyć świat z wielu perspektyw.
Dzień 96 - szpital w Bunkeya
Dziękuję dziś za placówkę misyjną na której pracuję od kilku miesięcy. Szpital w Bunkeya.
To moja nowa szansa. Widzę jak historia toczy się swoim rytmem, jak bardzo Kamerun był mi potrzebny do zaakceptowania zupełnie nowej rzeczywistości i jakim był przygotowaniem do mojej obecnej misji.
Początki są trudne, ale każdy początek to także nowe możliwości.
Ciężko wciąż zaczynać od nowa, bo wciąż spadamy z pozycji mistrza na pozycję ucznia. Ale może dzieki temu możemy wciąż odkrywać więcej i więcej?
Przeskakiwać z apteki do laboratorium, pomiędzy tym wykonać opatrunki, zajrzeć do chorych i pobiec jeszcze na salę porodową. Ah, po drodze trzeba zahaczyć o blok! Wszędzie nas pełno.
To super ćwiczenie i przygoda, wciąż się uczyć, uczyć, uczyć!
Papież Franciszek- Trening otwartości:
"Wykonywanie długich dystansów w pojedynkę,
aby skrócić dystans do innych.
Sięgnięcie sercem ponad przeszkody,
wzajemne dźwiganie ciężarów.
Ten trening uczyni Was szczęśliwymi, zachowa młodymi i sprawi, że poczujecie przygodę życia."
Dzień 97 - solidarność
Wiecie co mnie najbardziej wzrusza w życiu, i to tak do łez?
Ludzka solidarność. Od zawsze.
To coś, co mnie pchnęło do mojego zawodu, aż po wyjazd na misje. I wzrusza mnie za każdym razem.
Wzrusza mnie każda możliwa forma wolontariatu, wzrusza mnie zostawanie w pracy chwilę dłużej, żeby porozmawiać z pacjentem, wzrusza mnie starszy pan, który w internetach zbiera fundusze na materiały do remontu swojej sąsiadki, który zamierza wykonać własnoręcznie.
Wzrusza mnie robienie kanapek dla osób w kryzysie bezdomności i rozdawanie im skarpetek.
Wzrusza mnie Iga Świątek, która wykorzystuje swoją popularność do wiernego wspierania dzieci dotkniętych wojną na Ukrainie i nie pozwala o nich zapomnieć. Wzruszają mnie też wszyscy, którzy kupują bilety na to wydarzenie i na każde inne w którym robi się coś dla kogoś.
Wzrusza mnie psierociniec, który przygarnia wszelkie stare, chore i porzucone zwierzęta.
Mogę tak bez końca, bo wokół nas dzieje się bardzo BARDZO wiele dobra.
Dziękuję z całego serca za braterstwo, które możemy obserwować, doświadczać i być jego częścią.
Być może nie zawsze jest idealnie, ale...
tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi!
Ten świat jest równocześnie tak straszny i tak piękny.
Dzień 98 - te wdzięczności, których nie da się nazwać.
Za to, że można tak po prostu być.
Robić to co do nas należy z zaangażowaniem. Pracować ciężko, nie narzekać, doceniać każdy dzień, który jest nam dany.
Za to, że obudziliśmy się i przeżyliśmy kolejny dobry dzień.
A także za to, że świat nie kończy się na nas, że tak naprawdę to drugi człowiek jest światem.
I za to jak wiele może zmienić jeden uśmiech.
P.S. Dziękuję też Pati za wiele wspólnych i radosnych chwil, jak ta ze zdjęcia.
Dzień 99 - każdy ma to, na co się odważy.
Fb dziś mi pokazał, że 27.07.16 r. byłam na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Wcześniej był też Madryt (zdjęcie właśnie z nocnego czuwania).
W tej uwiecznionej na zdjęciu chwili zdecydowałam, że idę w życie na 100%.
Nie wiem na ile udaje mi się to realizować, pewnie raz lepiej, raz gorzej.
To co wiem na pewno, że życie jest decyzją. Od tego czasu stało się niesamowicie dużo. Ruch Ś-Ż, Pielęgniarstwo, Szpitale, Teatr, Misja. Przyjaźnie i rozstania. Sukcesy i porażki. Wiele dobrych i złych decyzji, lecz wszystkie ważne.
i odważne.
"Każdy ma to, na co się odważy" - trochę tak, choć rzeczywistość czasami prowadzi innymi drogami, niż w naszej wyobraźni.
A teraz?
Teraz uczę się, że życie to dzień dzisiejszy- i nic przed nim, ani po nim nie ma takiego znaczenia - jak chwila, która trwa.
To na co dziś chcę się odważyć - to przeżyć dzisiejszy dzień na 100%, z pełnym zaangażowaniem, odwagą, ciężką pracą i pozytywnymi myślami.
I zrobić wszystko, żeby nikogo dziś nie skrzywdzić. Tak mi dopomóż...
Dzień 100 - Dziękuję WAM.
Dzień 100. Niesamowite jak szybko minęło kolejnych 100 dni na misjach.
100 dni dzielenia się moimi wdzięcznościami, refleksjami i wzruszeniami, przemycając przy tym trochę treści z mojej afrykańskiej rzeczywistości.
Przez 99 dni dziękowałam ZA coś.
Jednak już od pewnego czasu zauważam, że KAŻDA wdzięczność niezmiennie związana jest z człowiekiem.
Czasem bardzo konkretnym, a czasem "grupą" wzajemnie sobie nieznajomą, lecz połączoną pewnymi wartościami.
Moje życie ma sens dzięki Wam.
Dziękuję, za to, że jesteście.
Dziękuję moim najwspanialszym Przyjaciołom. Oraz wszystkim bliższym i dalszym, których spotkałam na swojej drodze i wciąż spotykam.
Dziękuję za Was i Jemu tam na górze.
W 1 dniu zaczęłam od cytatu i chciałabym dziś [100] do niego wrócić:
"Wdzięczność otwiera pełnię życia.
Sprawia, że to co mamy - wystarcza.
Zamienia opór w akceptację, konfuzję w klarowność.
Może zamienić posiłek w ucztę,
mieszkanie w dom, obcego w przyjaciela.
Wdzięczność nadaje sens przeszłości, przynosi pokój dzisiaj i tworzy wizję jutra."
[M. Beattie]
Potwierdzam. Wdzięczność otwiera pełnię życia.
P.S. Dla Was na zdjęciu ja i lama.
Powinien być jeszcze waran ale się ukrył.
ZDJĘCIA DO WSZYSTKICH WDZIĘCZNOŚCI DOSTĘPNE W GALERII, FB LUB INSTRAGRAMIE. :)