Perspektywa z Bunkeya
Tekst napisany do Biuletynu Katechetycznego diecezji bielsko-żywieckiej – wrzesień 2022
Nigdy nie chciałam pisać takich tekstów, jak ten.
Chciałam pisać o pięknie misji. O gromadce dzieci z którymi popołudniami tańczymy i gramy w piłkę,
o wieczorach uwielbienia w parafii, o zajęciach w szkole, które udało się przeprowadzić..
Nie chciałam pisać o chorobach i ich powikłaniach.
Nie chciałam pisać o głodzie i o śmierci.
Chciałam pisać o szpitalu misyjnym, który jest miejscem nadziei.
A jednak…
Słyszę to jak mantrę , jak echo idące za mną - „jestem głodny” „jestem głodna” „nic nie jadłem od kilku dni”… Na każdym kroku, na ulicy, na targu, dzieci, dorośli, starsi. Codziennie.
Czasami chciałabym uciec stąd, z zamkniętymi oczami, żeby już nie widzieć. Ale potem sobie przypominam, że przecież właśnie dlatego tutaj jestem - dlatego, że najwyższą cenę za głód płacą dzieci.
U 1/10 populacji świata występuje niedożywienie (ponad 810 mln ludzi), które osłabia system immunologiczny, w rezultacie pacjenci - szczególnie ci najmłodsi - umierają na malarię, zapalenie płuc, z powodu powikłań perforacji jelit albo „zwykłej” biegunki.
Śnią mi się twarze naszych pacjentów i ich niegojące się, otwarte rany na brzuchu.
Czasami siadamy wieczorami bezsilne i dyskutujemy co jeszcze możemy zrobić.
Walczyć, jakby na siłę, czy zostawić? Nie ma dobrych rozwiązań, przecież tu chodzi o ludzkie życie…
Co w takim miejscu jest zadaniem misjonarza? Nakarmić cały świat? Modlić się do Boga, o co?
Jakie decyzje są słuszne, jakie kryteria stosować przy ich podejmowaniu?
Jeśli to ma być ostatni dzień ich życia- co możemy jeszcze dla nich zrobić, żeby nie tracić nadziei?
A jeśli szukamy zbyt daleko, a najważniejsze jest dużo bliżej niż myślimy?
Chyba właśnie wtedy, gdy zostajemy ogołoceni ze wszystkiego, być może także z poczucia sensu i nadziei – wtedy przychodzi Bóg. Czytałam jakiś czas temu książkę Tomasa Halika, w której mówi on, że „Bóg przychodzi w pytaniach, a nie odpowiedziach.”
Uchwyciłam się więc na misjach Boga, który przychodzi w pytaniach – o sens, o niesprawiedliwość, o głód.
I to moje „uchwycenie się” Jego próbuję przelać na pacjentów.
Nie po to, żebyśmy wierzyli, że wydarzy się jakiś niezwykły cud uzdrowienia, ale żeby wierzyli, że On jest zawsze razem z nimi.
Dzisiaj jedna mała dziewczynka w drugiej dobie po operacji rzuciła mi się na szyję. Przytuliła mnie mocno, - a ja na chwilę zawahałam się, czego ona bardziej tak naprawdę potrzebuje w tej sytuacji – kroplówek, żywienia pozajelitowego o które ciągle tak usilnie walczę, czy miłości, przytulenia, bliskości, ciepła.
… uczę się więc zmieniać perspektywę. Zobaczyć dobro, zobaczyć coś co dzieje się pomiędzy tym, co widzimy, zobaczyć kroki, które są jeszcze pomiędzy cierpieniem, bólem, chorobą, śmiercią.
I zobaczyć, że w tych krokach jest z nami Bóg.
Mogę więc napisać o mojej gromadce bardzo chorych dzieci przy których mogę być, którym mogę towarzyszyć. Mogę wygłupiać się z nimi i zatańczyć koło ich łóżka, gdy one już nie mają sił. Mogę sprawić, że na chwilę się uśmiechną. Może nie zagramy w piłkę, ale możemy poodbijać lekkiego balona.
Może nie mogę modlić się z nimi, ale mogę modlić się za nie.
Wspólnie odkrywamy jak wielkim darem jest ta jeszcze jedna chwila.
Dziękuję Ci, Afryko,
za wymagające wyzwania jakie mi stawiasz.
Za to, że jesteś tajemnicą, którą powoli mogę odkrywać dzień po dniu,
za rzeczywistość, w której mogę odkrywać na nowo
wartość ludzkiego życia
i wartość swojego życia.
Za to jak się uczę uważności na to, co "teraz".
Za świadomość tego, co mam,
kim jestem.
Za to, że tutaj tak wiele rzeczy jest niemożliwych -
a równocześnie wszystko jest możliwe.