Uśmiechy na misji
Gdy spotykasz zamknięte drzwi do drugiego człowieka.. gdy się od nich odbijasz, próbujesz wejść. Raz, drugi. Pukasz, prosisz. Zamknięte.
Zamknięte, bo jesteś obcy, inny, „wzięty” nie wiadomo skąd, ale na pewno nie z tej ziemi - nie z ziemi afrykańskiej. Nic nie wiesz, a przede wszystkim nie rozumiesz, bo Twój świat jest inny, jak z innej planety. A jednak… jesteś tutaj.
Z jakiegoś powodu tak różne życiowe drogi „krzyżują się” w Bunkeya.
„Pukajcie a otworzą Wam?”
Od czasu rozpoczęcia swojej pracy na misjach szukałam dróg do drugiego człowieka. Wydaje mi się, że to bardzo długo… W końcu jednak znalazłam jedną z nich.
Jest nią uśmiech.
Uśmiech - jest jak klucz do zamkniętego serca; jak drogowskaz na skrzyżowaniu dróżek, jak zrozumiały język, gdy nie ma się tego „wspólnego”, jak światełko podczas ciemności nocy.
Uśmiech, który nas połączył. Pozwolił przełamać lęk, niepewność, brak zaufania.
Otworzyć się na wzajemne relacje.
Nieraz trzeba na niego sporo zapracować – wiele się „nauśmiechać” do poważnych, nieufnych twarzy. I nareszcie się pojawia – czasem trochę nieśmiały, niepewny.
Często bardziej dziecięcy i głodny, jak uśmiech tęsknoty za innym życiem, za życiem, którego nie znają. Czasami rzucony trochę „spode łba”, jakby od niechcenia, innym razem bardzo ciepły, bliski, wdzięczny. Czasami pełen nadziei, innym razem bólu.
Uśmiech wystarcza.
Jest naszym „dziękuję” i „przepraszam”.
Jest lekarstwem, rozmową, przytuleniem i wspólną modlitwą o jutro..
Modlitwą o to, żeby było dla nas jeszcze jutro.